Koncert Inauguracyjny pokazał, że festiwal ma nie tylko sporą grupę wiernych słuchaczy, ale i ludzi, którzy swoją obecnością i zamiłowaniem do muzyki pociągają innych - jest to, naszym zdaniem, bardzo pozytywna grupa, dla której warto organizować tu artystyczne przedsięwzięcia i która potrafi też godnie docenić wysiłek organizatorów i wykonawców. Wyprzedza w tym nie tylko marudzących, że w Olsztynie nic się nie dzieje (zwłaszcza dla młodzieży); nie tylko leniuchów zakochanych jedynie w swej sztuce wykonawczej, czy polityków nie czujących tak naprawdę istoty i potrzeb tego typu festiwali, ale i samych jego Organizatorów: parafię, która nie całkiem potrafi wyjść tym wartościowym ludziom naprzeciw, zapewniając im optymalne warunki do recepcji muzyki, a zatem, pośrednio, i do pogłębiania jedności z Bogiem; Miejski Ośrodek Kultury, dla którego ważniejsze od wielkiej tradycji kultury i promowanych przez nas wydarzeń artystycznych są czasem (tak przynajmniej wynika z wydawnictw ogólnie dostępnych) "gęby" zespolików, po których za parę lat nie pozostanie zapewne wiele wspomnień, zaś nasze Koło SPAM niekiedy siedzi "z założonymi rączkami" zamiast składać naprawdę twórcze, ciekawe i przy tym konkurencyjne oferty artystyczne...*  Media też sprawiają wrażenie, że "robią łaskę", gdy informują o tym, co się w mieście dzieje - mam tu na myśli profesjonalną informację!

    Czy formuła festiwalu dałaby się w takich warunkach zreformować? To, niewątpliwie, zależy najpierw od możliwości i otwartości samej parafii katedralnej, a jednocześnie od sensownie skrojonego budżetu, który byłby dowodem, że impreza nasza jest postrzegana pozytywnie przez Miasto i że docenia się jej dotychczasowe sukcesy - jak dotąd dla nas absolutnie nic z nich nie wynika (albo prawie nic, w końcu doczekaliśmy się porządnego instrumentu!), bo przecież nie prowadzimy sprzedaży biletów i tej swoistej dywidendy od sukcesu po prostu nie odczuwamy! Co więcej, brak nam środków na właściwą promocję, ale czy można promować coś, co nie może mieć ostatecznego kształtu i spełniać normy na poziomie dobrych, okrzepłych europejskich festiwali? Nie jest też tajemnicą, że porządne utrzymanie organów, nawet w okresie gwarancji, też kosztuje... Możemy przez pewien czas godzić się na wszystko, nawet na takie przetrwanie, ale bez nakreślenia inspirującej wizji przyszłości nie będzie, nawet w tzw. "czasach lepszych"! W tym kontekście ta wierna, wrażliwa i w miarę wyrobiona publiczność jest gwarancją tego, że muzyka w naszym mieście żyje i jest oczekiwana, co łatwo sprawdzić na każdym z koncertów, nie tylko w katedrze... Mamy też dowody od naszych gości, że jako środowisko nie musimy się wstydzić i że powinniśmy wspierać je na wszelkie sposoby; co więcej - sprawić, by naprawdę drobne problemy budżetowe czy organizacyjne nie zabiły tego, co w bogatej tradycji tego festiwalu najpiękniejsze - tworzenia Kultury, "tu i teraz"! Oczywiście, nie mam na myśli tylko jej twórców (choć też powinni być jakoś chronieni), ale środowisko, dzięki któremu ta kultura istnieje i się rozwija - trudno je zbudować, a stosunkowo łatwo zaprzepaścić wysiłki wielu zasłużonych ludzi, a nawet dorobek całych pokoleń...

- Jarosław Ciecierski, dyrektor artystyczny XXXII OKO

*)   Nie jest to, broń Boże, oficjalna ocena naszych działań - mamy świadomość tego, jak Katedra stara się z nami współpracować przy organizowaniu nieraz bardzo trudnych logistycznie wydarzeń muzycznych; MOK ma misję "dogodzenia" wszystkim, nie tylko tzw. kulturze wysokiej, a my, jako czynni zawodowo muzycy, nauczyciele i animatorzy ruchu muzycznego powinniśmy zajmować się najpierw tworzeniem sztuki i udoskonalaniem swoich talentów, bo tego za nas nikt nie zrobi, a dopiero potem przyjmować obowiązki, de facto spoza naszej profesji...
Słodko-gorzkie refleksje
na początek organowego sezonu 2010